Pamiętnik żony viagrożercy > humor

Dzień 1.
Dzisiaj świętowaliśmy 25 rocznicę naszego ślubu. W sumie świętowania to tam za dużo nie było. Kiedy nadszedł czas, by powtórzyć naszą noc poślubną, Zdzisław zamknął się w łazience i płakał.

Dzień 2.
Dziś wyznał mi swój największy sekret. Powiedział, że jest impotentem i, że chce, abym dowiedziała się o tym pierwsza. Też mi odkrycie! Czy on naprawdę myślał, że tego nie zauważyłam?

Dzień 3.
To małżeństwo przeżywa poważne kłopoty. Przecież kobieta też ma swoje potrzeby!

Dzień 4.
Zdarzył się cud! Jest coś, co nam pomoże! Viagra! Powiedziałam mu, że jeśli zażyje Viagrę, wszystko będzie tak, jak w naszą noc poślubną. Myślę, że zadziała. Zamieniłam mu Prozac na Viagrę, spodziewając się podnieść nie tylko jego nastrój.

Dzień 5.
Błogość! Absolutna błogość!

Dzień 6.
Czyż życie nie jest cudowne? Trochę trudno mi pisać, gdy ciągle to robimy. :)

Dzień 7.
Wszystko mu się kojarzy z jednym! Na przykład wczoraj w mięsnym sklepowa mówiła coś na temat grubej kiełbasy, a Zdzisław wziął to do siebie. Muszę przyznać, że to jest bardzo zabawne - wydaje mi się, że nigdy przedtem nie byłam tak szczęśliwa.

Dzień 8.
Sądzę, że wziął zbyt dużo przez weekend. Zamiast skosić trawnik, eksperymentował z "nowym przyjacielem" jako wykrywaczem kłamstw. Jestem już trochę obolała.

Dzień 9.
Nie miałam kiedy napisać. Mógłby mnie dopaść.

Dzień 10.
Dobra, przyznaję się. Ukrywam się. Najgorsze jest to, że popija Viagrę whisky! Co mam robić? Czuję się kompletnie załamana...

Dzień 11.
Żyję z czymś w rodzaju skrzyżowania Murzyna z wiertarką udarową. Obudziłam się dzisiaj rano dosłownie przyklejona do łóżka.. Nawet pachy mnie bolały. On jest kompletną świnią.

Dzień 12.
Żałuję, że nie jest homoseksualistą. Nie robię makijażu, przestałam czyścić zęby, ba, nawet już się nie myję. To na nic. Nadal przychodzi! Nawet ziewanie stało się niebezpieczne...

Dzień 13.
Zawsze gdy zamykam oczy, Zdzisław podstępnie atakuje! To jak pójście do łóżka z pędzącym pociskiem. Ledwie chodzę. Jeśli znów wyskoczy z tym swoim "Oops, przepraszam", chyba zabiję drania.

Dzień 14.
Zrobiłam już chyba wszystko, by przystopował. Nic nie skutkuje. Nawet zaczęłam ubierać się jak zakonnica, ale wydaje mi się, że jest jakby jeszcze bardziej napalony. Pomocy!

Dzień 15.
Myślę, że będę musiała go zabić. Zaczynam trzymać się wszystkiego, na czym usiądę. Koty i psy omijają go z daleka, a nasi przyjaciele w ogóle już nas nie odwiedzają. Ubiegłej nocy powiedziałam mu "pieprz się" i zrobił to.

Dzień 16.
Drań zaczął narzekać na bóle głowy. Mam nadzieję, że "duża rzecz" wreszcie eksploduje. Zasugerowałam mu odstawienie Viagry i zażywanie Prozac'u.

Dzień 17.
Podmieniłam pigułki ale nie zauważyłam specjalnej różnicy... O matko!!! Znów tu idzie!!!!!!!!!!!

Dzień 18.
Wrócił na Prozac. Kawał lenia, przez cały dzień siedzi przed telewizorem z pilotem w ręce i oczekuje, bym mu gotowała, sprzątała, podawała piwo, prasowała koszule...

Błogość. Absolutna błogość!!!

Pamiętnik frustrata

Byliśmy bardzo biedni, gdy byłem dzieckiem... gdybym nie był chłopcem...
doprawdy, nie miałbym się czym bawić.

Jednego dnia zadzwoniła do mnie dziewczyna i powiedziała:
"Chodź! Nikogo nie ma w domu."
Wyszedłem i chodziłem. A w domu nie było nikogo.

Podczas seksu moja dziewczyna zawsze chce mówić do mnie. Tak jak wczorajszej nocy, gdy zadzwoniła z hotelu.

To był paskudny dzień. Wstałem rano... założyłem koszulę i guzik odpadł. Podniosłem teczkę i urwała się rączka. Bałem się pójść siku do ubikacji.

Byłem takim brzydkim dzieckiem... gdy bawiłem się w piaskownicy, kot przysypywał mnie piaskiem.

Moi rodzice chyba niezbyt mnie lubili. Do zabawy w kąpieli miałem toster i radio.

Byłem takim brzydkim dzieckiem... matka nie karmiła mnie piersią. Powiedziała, że co najwyżej lubi mnie jak przyjaciela.

Jestem taki brzydki... Facet, który ukradł ojcu portfel odesłał mu moje zdjęcie.

Gdy się urodziłem, doktor wszedł do poczekalni i oznajmił memu ojcu:
"Przykro mi. Robiliśmy co w naszej mocy, ale dał radę wyleźć."

Jestem taki brzydki... Moja matka miewała poranne mdłości... PO urodzeniu mnie.

Pamiętam kiedy mnie porwano. Wysłali kawałek mojego palca do ojca..
Powiedział, że potrzebuje więcej dowodów.

Kiedyś zgubiłem się. Zobaczyłem policjanta i poprosiłem go o pomoc w odnalezieniu rodziców. Spytałem go:
"Czy Pan myśli, że kiedykolwiek ich odnajdziemy?"
Odpowiedział:
"Nie wiem, chłopcze. Jest tyle miejsc gdzie można się ukryć..."

Jestem taki brzydki... Pracowałem kiedyś w sklepie zoologicznym i ludzie pytali, ile kosztuję.

Byłem u lekarza.
"Panie doktorze, każdego ranka gdy budzę się i patrzę w lustro... czuje jakbym miał zaraz zwymiotować; Co jest ze mną nie tak?"
Odpowiedział:
"Nie wiem. Wzrok ma pan doskonały."

Poszedłem do lekarza, ponieważ przez pomyłkę łyknąłem butelkę tabletek nasennych. Lekarz zalecił kilka drinków i odpoczynek.

Dla swego staruszka nie mam szacunku. Spytałem go:
"Jak najlepiej puścić latawca?"
Odpowiedział, bym skoczył z latawcem ze skały.

Miałem kiedyś psa. Nazywałem go Egipt, ponieważ w każdym pokoju zostawiał piramidy. Jego ulubioną kością było moje ramię. Pewnej nocy cztery razy przychodził po gazetę... z tego trzy razy właśnie ją czytałem.

Jednego roku chcieli umieścić moje zdjęcie na plakacie reklamowym... środków antykoncepcyjnych.

Ostatnim życzeniem mego wujka było bym siedział mu na kolanach, gdy będzie umierał;
zmarł na krześle elektrycznym.

Gdy byłem dzieckiem, poprosiłem ojca, by kupił mi łyżwy. Powiedział, bym poczekał, aż zrobi się cieplej.

Jak to w bajkach bywa

Dawno, dawno temu zły smok porwał księżniczkę. Król ogłosił, że odda pół królestwa i księżniczkę temu, kto pokona smoka. Zgłosiło się trzech śmiałków: Tatar, Polak i Francuz.
Jako pierwszy na wyprawę ruszył Tatar.
Idzie, patrzy a tu mrowisko.
- Nienawidzę mrówek! - rzekł i rozwalił mrowisko.
Idzie dalej, patrzy a tu żeremie.
- Nienawidzę bobrów! - rzekł i rozwalił żeremie.
Szedł dalej, a tu gniazdo orła.
- Ty kanalio! - rzekł do ptaka i zniszczył gniazdo.
Idzie dalej a tu ule.
- Nie cierpię pszczół! - rzekł i rozwalił ule.
W końcu doszedł do smoka. Stanął naprzeciwko niego i rzekł:
- Zginiesz gadzino!
W odpowiedzi smok mlasnął, beknął, zionął ogniem i zabił Tatara.
Następny ruszył Polak. Idzie, patrzy a tu rozwalone mrowisko.
- O, ktoś rozwalił mrowisko - rzekł i poszedł dalej.
Idzie dalej, patrzy a tu zniszczone żeremie.
- O, ktoś zniszczył głupim bobrom domek - rzekł i ruszył dalej.
Natknął się na zniszczone gniazdo orła. Przeszedł obojętnie, tak samo jak później obok zniszczonego ula...
W końcu dotarł do smoka. Stanął naprzeciwko niego i rzekł:
- Zginiesz gadzino!
A smok mlasnął, beknął, zionął ogniem i zabił Polaka.
Poszedł więc Francuz. Najpierw natknął się na zniszczone mrowisko.
Smutno mu się zrobiło, więc poświęcił cały dzień, aby je naprawić. Chciał wyruszyć w dalszą drogę, kiedy nagle usłyszał piskliwy głosik:
- Jestem królową mrówek. Za to, że nam pomogłeś, otrzymasz ode mnie czarodziejski gwizdek. Jak będziesz potrzebował pomocy, to zagwiżdż, a przybędziemy.
Idzie dalej, a tu zniszczone żeremie.
Wobec takiego widoku nie mógł przejść obojętnie, więc odbudował bobrom mieszkanie.
Już wyruszał w dalszą drogę, kiedy stanął przed nim stary bóbr.
- Jestem królem bobrów. Za to, że nam pomogłeś, otrzymasz ode mnie magiczny telefon. Będziesz potrzebował pomocy, to zadzwoń, a natychmiast przybędziemy.
Zadowolony Francuz idzie dalej, patrzy a tu całkowicie zdemolowane gniazdo orła.
Pomógł mu je naprawić, a ten w podzięce dał mu róg.
- Jak będziesz potrzebował pomocy zadmij, a przybędę.
To samo z pszczołami, które o dziwo też dały mu róg...
W końcu dotarł do smoka. Stanął naprzeciwko niego i rzekł:
- Zginiesz gadzino!
A smok mlasnął, beknął, zionął ogniem i zabił Francuza.

Bajki z morałem

"Baranek"

Wyszedł baranek z domu na łąkę,
Aby do sklepu skoczyć po mąkę.

I gdy do sklepu tak popierdzielał,
Spotkał po drodze lisa-dealera.

Spytał go lisek - "Dokąd to zmierzasz?"
"Idę po mąkę, do sklepu jeża."

"Po mąkę, mówisz? Masz tutaj grama
I nie chodź więcej do jeża-chama"

Lis bowiem jego nie lubił strasznie.
Jeż mu odbierał klientów właśnie.

Baranek zabrał swój gratis-towar,
Po czym się prędko wybrał na browar.

W drzwiach się wyminął z piękną owieczką,
Która podpita już była deczko.

Wypił browara, postawił ścieżkę
I szybko wciągnął bielutką kreskę.

Polatał sobie godzinek kilka,
Aż nagle spotkał starego wilka.

Jednak na widok jego ubrania
Nasz drogi baran nagle zbaraniał!

Otóż wilk stary nosił na sobie
Piękną, bielutką, wełnianą odzież.

"Skąd masz ów sweter?", baran zapytał.
"Tam leży owca zdrowo podpita,

Ona to właśnie, za litr siwuchy
Sprzedała owe cieplutkie ciuchy."

Zabiło żywiej serce baranka.
Naga owieczka? Tam? Bez ubranka?

Znalazł owieczkę baranek-farciarz.
Ogrzał ją szybko sposobem tarcia.

Owca nie wstydząc się swej nagości
Czerpała chętnie z wolnej miłości.

Gzili się razem przez dzionek cały,
Wreszcie baranek padł obolały.

Owca zaś poszła, włócząc nogami,
A baran leżał, jęcząc chwilami.

Zmęczył się strasznie nasz biedaczysko.
Dnia następnego... Zapomniał wszystko!

Tak więc jak widać nadeszła pora,
Aby wyłożyć Wam wreszcie morał.

Na dragach baran nieźle zaszalał,
Sił miał wszak ile fabryka dała.

Lecz potem rankiem, dnia następnego,
Nie zapamiętał nic z poprzedniego.

Jakiż pożytek jest z przeżyć owych,
Gdy wraz z dragami parują z głowy?

Zanim więc zaczniesz ich używanie,
Pomyśl dwa razy, drogi baranie!




"Owieczka"

Wyszła owieczka z domu na łąkę,
Aby do sklepu skoczyć po mąkę.

Matka kazała mąkę jej kupić,
Ale owieczka poszła się upić.

Przeszła więc zatem z łąki na pola,
A potem prosto, do monopola.

Kupiła flaszkę, kubek z plastyku,
Co by zeń wódzie sączyć po łyku.

Dwa piwa jeszcze do tego wzięła,
Poszła na łąkę i się urżnęła.

Gdy się zbudziła wełny nie miała,
Bo wcześniej ową wełnę sprzedała.

Stąd morał jeden jasno wypływa:
Nie mieszaj nigdy wódki i piwa.

Będąc na gazie, przez owo chlanie,
Przepijesz nawet własne ubranie.

Zaś kiedy będziesz tak nago wracał,
W zamian mieć będziesz jedynie kaca.

Bajka o mrówce i pasikoniku

Wersja klasyczna

Mrówka pracowała w pocie czoła całe upalne lato. Zbudowała solidny dom i zebrała zapasy na srogą zimę.
"Głupia mrówka" - myślał konik polny, który okres kanikuły spędził na tańcach i hulankach.
Kiedy nadeszły chłody i deszcze, mrówka schowała się w domu i skosztowała zapasów.
Konik polny umarł z głodu i zimna.


Wersja współczesna

Mrówka pracowała w pocie czoła całe upalne lato. Zbudowała solidny dom i zebrała zapasy na srogą zimę.
"Głupia mrówka" - myślał konik polny, który okres kanikuły spędził na tańcach i hulankach.

Kiedy nadeszły chłody i deszcze, mrówka schowała się w domu i skosztowała zapasów.

Drżący z zimna i głodny jak wilk konik polny zwołuje konferencję prasową, na której zadaje publicznie pytanie, dlaczego na świecie są mrówki z własnym domem i pełną spiżarnią, podczas gdy inni muszą cierpieć głód i nie mają dachu nad głową.

TVN, Polsat i Telewizja Polska pokazują zdjęcia sinego z zimna konika polnego i siedzącej przy kominku zadowolonej mrówki. Polska jest zszokowana tym kontrastem. Jak to możliwe, że w środku Europy na początku trzeciego tysiąclecia są jeszcze takie różnice? Dlaczego konik polny musi tak cierpieć?

Rzecznik prasowy OFKP (Ogólnopolskie Forum Koników Polnych) występuje w głównym wydaniu Wiadomości i oskarża mrówkę o uprzedzenie do koników.
W programie "Łzy nie kłamią" Główny Konik Polski razem z Głównym Konikiem Polnym śpiewają "Niełatwo być konikiem." Piosenka błyskawicznie zdobywa pierwsze miejsce na listach przebojów. Lider na krajowym rynku jednorazowych chusteczek notuje rekordowy wzrost sprzedaży.

Koniki polne zapowiadają zlot gwiaździsty w Warszawie w pierwszym dniu kalendarzowej zimy. Frakcja młodych koników polnych przed domem mrówki organizuje demonstrację pod hasłem "Każdy chce żyć".
Stowarzyszenie Życie i Pracowitość publikuje na stronie internetowej memoriał o większej liczbie aktów przemocy w domach, w których mrówki mają klucze do spiżarni.

Prezydent z żoną w specjalnym oświadczeniu informują naród o ogromnym przywiązaniu do wszystkich nieszczęśliwych koników i zapewniają, że zrobią wszystko co w ich mocy, aby przywrócić im nadzieję w sprawiedliwość.

Redaktor Mrówkojad w cyklicznej audycji "Kto to zrozumie?" pyta, czy nie warto sprawdzić w jaki sposób mrówka osiągnęła tak wysoki status w kraju, w którym jest tak dużo biedy.
"Należy wprowadzić podatek, który wyrówna szanse wszystkich mrówek i koników" - postuluje dziennikarz.

Następnego dnia parlament w trybie przyśpieszonym uchwala ustawę, która nakazuje wszystkim mrówkom przekazać w formie podatku nadmiar zapasów do Centralnego Spichlerza.
Główny Meteorolog Kraju prof. KoniecPolski dementuje pogłoski o rzekomym odwołaniu zimy.

20 lat później

Konik polny zjada resztki zapasów mrówki. W telewizorze, który kupił za pieniądze ze sprzedaży jedzenia widać nowego przywódcę, który rozpromieniony mówi do wiwatujących tłumów, że bezpowrotnie mijają czasy wyzysku i teraz będzie już sprawiedliwość.

Baba Jaga i przyjaciele czyli bajki do poprawki

Wiele się mówi o terapeutycznym działaniu bajek i baśni na dziecko. Wiele z tego jest oczywiście prawdą, bo literatura naprawdę potrafi zbawiennie wpłynąć na małego człowieka. Pamiętajmy jednak, że bajka bajce nie równa i niektóre bajki mogą wyrządzić więcej szkód niż pożytku.
Terapia złem
Wielu samozwańczych terapeutów, pedagogów a nawet nauczycieli zachwyca się terapeutycznym działaniem bajek i twardo obstaje przy tym, że bajka ma pokazywać, że dobro wygrywa a zło przegrywa. I co najważniejsze, że to właśnie jest element tak zwanej "bajkoterapii".
Ale co gdy to dobro faktycznie wygrało posługując się złem? Wilkowi rozpruto brzuch, wpakowano w niego kilogramy kamieni żeby miał nauczkę, innym razem wrzucono go do kotła z wrzątkiem, a Baba Jagę spalono w piecu. Tę karę akurat wymierzają same dzieci!
To nie wszystko bo przecież niegrzecznym dzieciom w niektórych bajkach obcina się paluszki za karę, inne straszy klapsami, strachami, potworami, upokarza czy zawstydza.
Czy to wszystko mają być elementy terapeutyczne? Jaka to terapia zapytuję? Jaki terapeuta pokazuje dziecku, że zło trzeba pokonać złem, że agresja, brutalne karanie, wymierzanie nauczki jest w porządku? I jaki terapeuta twierdzi, że są to wartości ponadczasowe?
Od wielu pokoleń
Wielu zwolenników takiego pojmowania bajkoterapii powie, że przecież te bajki od pokoleń czyta się dzieciom i jakoś nic się nie dzieje, że sami byliśmy na nich wychowani. To fakt niezaprzeczalny. Jednak nie znaczy to automatycznie, że te właśnie bajki są dobre, że nie należy zweryfikować ich zawartości.
Pamiętajmy, że owe bajki powstały setki lat temu, bardzo często nie znamy nawet ich autorów. Wiemy za to na pewno, że setki lat temu pedagogika jako taka nie istniała. Każdy kto napisał bajkę dla dzieci, w czasach, gdy tak naprawdę nikt nie przywiązywał do dzieci większej uwagi jako odbiorców literatury, stawał się automatycznie wybitnym literatem, bohaterem narodowym.
Cóż, wielu z tych bohaterów do dziś nimi pozostało mimo tego, że ich bajki, podkreślam bardzo często, zawierają elementy agresji, gróźb, wymuszania, zawstydzania, zastraszania dziecka, stosowania brutalnych i upokarzających kar. To nie jest terapia drodzy Państwo. I nie boję się tutaj przytoczyć tak popularnych i znanych nazwisk jak chociażby bracia Grimm, ukochany Julian Tuwim, Maria Konopnicka i inni wielcy literaci.
Bajki do poprawki
Nie bójmy się podważać takich bajek. Jako rodzice, pedagodzy, terapeuci powinniśmy to robić. Bajki napisane sto lat temu trzeba weryfikować na bieżąco, trzeba uwzględnić ich stosowność do czasów w jakich żyją nasze dzieci.
Trzeba widzieć zagrożenia jakie niesie ze sobą pokazanie dziecku, że zło trzeba pokonać złem. Nie wierzmy tym, którzy mówią, że dzieci nie rozumieją takich bajek, że nie odbierają tego realnie. To nieprawda. Dzieci rozumieją wszystko, dzieci wiele rzeczy biorą dosłownie. I to jest właśnie niebezpieczne.
Dobre bajki
Jakie bajki są dobre? Te, które promują pozytywne zachowania, wyrabiają zastanowienie się nad sytuacją, rozważenie dlaczego bohater postąpił niewłaściwie. Nie potępiają tego bohatera każąc go chłostą lub gorącym kotłem. Dają mu szansę na poprawę, na naprawienie swojego błędu. Odwołują się do współczucia, wzbudzają refleksję, pokazują że zło może być czasem wynikiem błędu, niezrozumienia.
Takie bajki wcale nie pokazują idealnego świata lecz dają dziecku sygnał, że tak zwane "zło" można przezwyciężyć całkiem innymi sposobami niż tym jakby się mogło wydawać oczywistym. Pamiętajmy także, że w obecnych czasach mam ogromy wybór, dostęp do wspaniałych bajek pisanych przez współczesnych pedagogów, terapeutów, którzy naprawdę wiedzą co to znaczy "bajka terapeutyczna".
Dlaczego wybierać te, które promują okrucieństwo? Tylko dlatego, że czytano je nam, gdy byliśmy dziećmi, dlatego że napisał je znany poeta? To stanowczo zbyt mało drodzy Państwo!

A może ze starych baśni uczynić pożytek? Na ich przykładzie nauczyć dziecko odróżniać fikcję od rzeczywistości?

Jak poderwać wredną sukę?

Wredne suki, niedostępne królowe śniegu wystukujące rytm własnego życia niebotycznie wysokimi obcasami. Budzą zachwyt, grozę, pożądanie i nienawiść. To zależy głównie od płci.
Chciałbyś się z nią umówić ale nie masz odwagi podejść? Istnieje osiem powodów dla których warto zaryzykować!


  • Wredne suki są zapraszane na randki głównie przez debili bez instynktu samozachowawczego. Dlatego rzadko chodzą na randki. Jeśli więc masz dwie nogi, dwie ręce, mózg i wreszcie przełamiesz strach przed spektakularnym odrzuceniem i zaproponujesz jej wspólne wyjście ona się zgodzi bez wahania. Wredne suki, wbrew pozorom, nie są wyrachowane i reagują spontanicznie.

  • Wredne suki szukają supersamców. Są jak Mount Everest. Zdobywając je nie należy przejmować się drobnymi niepowodzeniami, bo cel jest warty walki. Wredne suki wredotę mają w naturze i używają jej do odsiewu słabego materiału genetycznego. Gra jest warta jednak zachodu. Mężczyźni o silnym charakterze, którzy nie poddają się przy pierwszej lepszej przeszkodzie nie spędzają życia z babami chodzącymi w spranych dresach.

  • Wredne suki lubią być traktowane wyjątkowo. Bez względu na upodobania i gusta randka z nimi wymaga szczególnego przemyślenia. Czerwona różna, kolacja w modnej knajpie z kiepskim żarciem i nachalne obmacywanie w taksówce w tym przypadku się nie sprawdzi. Dowiedz się jak najwięcej o niej i zrób wrażenie. Zapomnij o romantyzmie rodem z wakacyjnych pocztówek. Masz do czynienia ze stworzeniem przebiegłym i wymagającym.

  • Wredna suka jest podejrzliwa, więc standardowe komplementy możesz sobie darować. Każdą sztampową uwagę na temat jej wyglądu czy charakteru błyskawicznie przeanalizuje i zdemaskuje rażące braki. Jedną z cech wyróżniających wredną sukę od innych dziewczyn jest samokrytycyzm. Dlatego wygląda tak dobrze.

  • Wredne suki nie są materialistkami. Tylko tak wyglądają. To jednak poniżej ich godności i ambicji. Materialistkami są miłe dziewczyny w leginsach i balerinkach, które skończyły humanistyczne studia i teraz marzą o bajkowym ślubie, domku, gromadce dzieci, wiecznym bezrobociu i mężu, który za to wszystko zapłaci. Randka z wredną suką prędzej zakończy się szarpaniną kto ma zapłacić rachunek niż jej zachwytami na widok Twojego BMW.

  • Wredne suki są z reguły oszczędne w słowach. Na większość pytań odpowiadają TAK lub NIE. Nie paplają bez przerwy o głupotach, nie obgadują znajomych z pracy i nie oglądają seriali. Z tego powodu, między innymi, są nie lubiane przez większość ludzi, a Tobie utrudnią konwersację. Na szczęście wredne suki lubią gierki słowne. Jeśli więc jesteś dostatecznie inteligentny i wygadany jest szansa, że w przeciwieństwie do większości swoich kolegów nie spędzisz reszty życia z jojczącą 24h na dobę babą.

  • Wredne suki są jak doktor House. Przyjmują założenie, że wszyscy kłamią. Przynajmniej po trzeźwemu. Dlatego zanim zaczniesz opowiadać jej o rychłym awansie, nieocenionej pozycji w pracy, fantastycznym samochodzie, bogatych rodzicach i mieszkaniu w apartamentowcu zastanów się czy aby nie lepiej opowiedzieć o tym jaki film ostatnio Cię zachwycił. Pozwól odkrywać jej Twoją wspaniałość stopniowo.

  • Wredne suki i seks to sprawa skomplikowana. Bardzo możliwe, że na koniec niezbyt udanej randki wredna suka zaciągnie Cię do łóżka. Oznacza to, że seks jest jedyną rzeczą jakiej od Ciebie jeszcze chce nim zablokuje Twój numer telefonu i zacznie rozglądać się za kimś bardziej interesującym. Równie prawdopodobne jest to, że bardzo udana randka zakończy się jedynie pocałunkiem. To będzie jednak jeden tych pocałunków, który obiecuje więcej niż zaoferowało Ci dotychczas życie.

Jak rozwinąć swoje poczucie humoru

O tym, że poczucie humoru może mieć wpływ na nasze życie, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Nie od dziś wiadomo, że osoby obdarzone dużym poczuciem humoru są postrzegane jako bardziej atrakcyjne. W różnego rodzaju badaniach określających, jakie cechy marzą nam się u idealnego partnera, na pierwszym miejscu zazwyczaj pojawia się właśnie duże poczucie humoru. Lubimy przebywać w towarzystwie takich osób, gdyż nie tylko możemy dzięki nim dobrze się bawić, ale również dzięki ich pogodzie ducha, łatwiej jest nam radzić sobie z życiowymi trudnościami.
Jednak poczucie humoru może nie tylko pomóc w znalezieniu życiowego partnera, ale również w karierze zawodowej. Z badań przeprowadzonych w Stanach Zjednoczonych wynika, że 96 procent kierowników amerykańskich firm bardziej wierzy ludziom z dużym poczuciem humoru, niż tym z małym, lub bez poczucia humoru. Z kolei 60 procent z nich uważa, że poczucie humoru może być decydującym czynnikiem, determinującym jaki sukces dana osoba osiąga w pracy. Wynika to m.in. z tego, że osoby z poczuciem humoru mają lepsze relacje ze współpracownikami, mają większą motywację do pracy oraz rzadziej chorują.
Jak więc widać, poczucie humoru może mieć całkiem spory wpływ na nasze życie. A zatem warto je rozwijać. Ale w jaki sposób? Sposobów jest tu naprawdę wiele.
Jedną z podstawowych cech osoby z poczuciem humoru jest umiejętność opowiadania dowcipów. Jeżeli takiej umiejętności nie posiadamy, możemy ją u siebie rozwinąć, tak jak np. możemy rozwinąć umiejętności publicznego przemawiania.
Jeśli mamy opory przed opowiadaniem dowcipów wśród innych ludzi, możemy zacząć od ich opowiadania przed lustrem. Powinniśmy wtedy zwracać uwagę na sposób ich opowiadania: czy nie mówimy za cicho, czy dobrze kończymy puentę, czy nie mówimy za szybko, czy jesteśmy ekspresyjni. Kiedy nabędziemy już w tym pewnej wprawy, możemy przejść do opowiadania żartów wśród najbliższych znajomych.
Wielu osobom dużo kłopotu sprawia zapamiętywanie dowcipów. Dlatego warto skorzystać z jakieś metody zapamiętywania, np. technik mnemonicznych. Pamiętajmy również o tym, że zanim zaczniemy opowiadać dowcipy w większej grupie, warto je najpierw przetestować na najbliższych. Nie zawsze dowcip, który nam się podoba, rozbawi innych.
Innym sposobem rozwijania naszego poczucia humoru może być wznoszenie na wyższy poziom naszego śmiechu. Wiele osób ma opory przed częstym i głośnym śmianiem się. Tutaj pomocne okazać się może oglądanie seriali, programów i filmów komediowych. Oglądając je starajmy się śmiać jak najczęściej, jak najdłużej i jak najgłośniej, a po jakimś czasie zauważymy, że łatwiej jest się nam śmiać w różnych sytuacjach.
Za granicą są prowadzone całe kursy rozwijania poczucia humoru. I tak np. w ośrodku Southwestern, stanowiącym regionalne centrum Ośrodków Leczenia Raka w Ameryce uczy się pacjentów zaprzęgania siły humoru i śmiechu do walki z rakiem.
Oto lista sugestii, jakie są przekazywane pacjentom podczas takich zajęć:
    - przynajmniej raz dziennie porządnie się śmiej,
    - oglądaj zabawne filmy,
    - słuchaj swoich ulubionych komików na kasetach audio i video,
    - czytaj strony gazet i pism z zabawnymi obrazkami,
    - kolekcjonuj te obrazki,
    - rozmawiaj z przyjaciółmi, którzy mają duże poczucie humoru,
    - stwórz "pokój śmiechu" i wypełnij go wszystkim, co może cię rozśmieszyć,
    - wyznacz krewnego lub przyjaciela, który będzie ci pomagał w rozwijaniu twojego poczucia humoru, zwłaszcza podczas twoich "dołków" emocjonalnych,
    - bądź bardziej kreatywny - wymyślaj nowe pomysły na pobudzanie się do śmiechu.
----------
Aleksander Łamek jest ekspertem od terapii śmiechem i autorem kursów online i audio z zakresu nieśmiałości, terapii śmiechem, inteligencji emocjonalnej, pracy z ciałem, stresu, nauki i NLP. Można się z nimi zapoznać na stronie http://www.edukacjainauka.waw.pl

Najlepsze filmy 2010

Gdy tylko zdarzy nam się mieć troszkę czasu, przykładowo po całym tygodniu, najczęściej do multipleksu kinowego, aby tam z przyjaciółką oglądnąć film. Wygląda na to, iż jest to świetna zabawa, zupełnie niezależnie od tego, z kim się do kina udamy. Bardzo często decydujemy się na taką formę spędzenia wolnego czasu, zamiast klubu, piwa w barze czy koncertu rockowego.
Od wielu, wielu lat lubimy oglądać rozmaite, zapierające dech w piersiach filmy zwłaszcza rozrywki. Stajemy jednak przed zadaniem wyselekcjonowania odpowiedniego filmu. Na szczęście mamy możliwość wybierać z kilku różnych gatunków filmowych, w których powinien odnaleźć się chociaż jeden, który okaże się odpowiedni. Pierwszym, dokładnie takim gatunkiem filmowym są nadzwyczajnie popularne horrory puszczane w każdym lepszym kinie. Jednak nie każdy lubi takie dzieła, które mają oglądających straszyć a także sprawić, że poczujemy niepokój. W takim razie lepiej obadać, jakie wyświetlają w kinach czarne komedie. Takie produkcje filmowe prędzej poprawią nam humor i rozweselą. Jeżeli zatem chcemy iść z dziewczyną, to komedie 2010 będą prawdopodobnie najlepszym wyborem, bowiem horrory mogą się najzwyczajniej nie spodobać. Powinniśmy wobec tego dobrze przemyśleć, jakie filmy 2010 oglądniemy albo spytać o opinię przyjaciół. Tylko wtedy z pewnością unikniemy nieprzyjemnych sytuacji. Oczywiście, żeby obejrzeć bardzo dobre filmy, nie trzeba opuszczać domu i wybierać się do kina. Możne je również oglądać w mieszkaniu, na domowym zestawie kinowym i wrażenia podczas oglądania nie muszą być dużo gorsze. Zestaw kina domowego Samsung HXT2 to według wielu analityków również dobra alternatywa.

Filmy Anime online - gdzie i jak je znaleźć?

Filmy Anime były, są i będą popularne zarówno wśród młodzieży, jak i dorosłych. Niestety, z uwagi na "wąskie gardło" w postaci nieznajomości języka japońskiego, większość prawdziwych hitów umykała dotąd nawet najbardziej zagorzałych "otaku". Na szczęście internet wiele w tej sprawie zmienił.

Dotąd największym problemem było zdobycie nie tyle samych filmów anime (te można było zawsze od biedy kupić w Internecie), ale wersji z napisami w jakimś "ludzkim" języku, czyli po polsku lub angielsku. Choć istnieją na świecie międzynarodowe firmy zajmujące się dystrybucją anime, przeciętny mieszkaniec Europy może liczyć co najwyżej na kontakt z (czasami dość subiektywnym) wyborem filmów i seriali, dobranym przez speców od marketingu jakiejś korporacji.

Na szczęście dzięki rozwojowi internetu sytuacja zaczęła się powoli zmieniać.

Stare sposoby

Najpierw, oczywiście, wielu fanów anime zostało (poniekąd z konieczności) piratami, ściągając dniami i nocami kolejne odcinki "Naruto" albo "Bleach" za pomocą starego dobrego "muła" czy "osiołka".Każdy, kto kiedykolwiek używał tego oprogramowania wie, że czas oczekiwania na ściągnięcie pliku dłużył się niemiłosiernie, a szansa na włoski dubbing i chińskie napisy była więcej, niż teoretyczna. Nie wspominając już o tym drobnym fakcie, że korzystanie z takich programów stanowiło nie tylko naruszenie praw autorskich, ale także prawa karnego.

Co bardziej zdesperowani kupowali konta premium na rapidshare czy megaupload, a następnie ściągali (już znacznie szybciej) długo oczekiwane anime. Niestety, szybkość, wygoda i (względne) bezpieczeństwo ma swoją wymierną cenę - od kilkudziesięciu do kilkuset złotych.

Nowe portale anime

Obecnie "na topie" jest inny sposób docierania do nowych seriali i filmów anime - portale, gdzie filmy anime umieszczane są w formie filmów FLASH, i można je oglądać w taki sam sposób, jak filmy w YouTube.

Ponieważ postawienie takiego portalu to sprawa dosyć prosta, nic dziwnego, że rosną one jak grzyby po deszczu. A ponieważ oglądanie filmów przez internet to, póki co, działanie w pełni legalne (karane jest publikowanie, a nie oglądanie), nic dziwnego, że coraz więcej otaku przerzuca się na korzystanie z portali.

Dwa z nich zasługują na szczególną uwagę -
kreskowki.fani.pl (po polsku),
animeseason.com (po angielsku).

Obie strony dysponują ogromną ilością seriali anime, które można obejrzeć bez oczekiwania na ich ściągnięcie, a do tego (zwykle) ze świetnej jakości napisami.

Oczywiście, pozostaje jeszcze sprawa praw autorskich. O ile polskie prawo karne z całą pewnością zezwala na oglądanie anime przez tego typu portale, być może istnieją szanse na otrzymanie pozwu cywilnego od dystrybutora. Czy jest to możliwe, i jak bardzo jesto to prawdopodobne, to już jednak pytanie do ekspertów z tej dziedziny prawa.

Imprezy towarzyskie

Ale, przyjęcia, spotkania, meetingi to nic innego jak po prostu imprezy towarzyskie. Po co na nie chodzimy? Po to, aby spędzić miło czas, bo kto lubi siedzieć w domu i spędzać czas przed telewizorem czy komputerem. Na takich spotkaniach zawsze można poznać kogoś nowego.


Bale, przyjęcia, spotkania, meetingi to nic innego jak po prostu imprezy towarzyskie. Po co na nie chodzimy? Po to, aby spędzić miło czas, bo kto lubi siedzieć w domu i spędzać czas przed telewizorem czy komputerem. Na takich spotkaniach zawsze można poznać kogoś nowego, a dla osób lubiących poznawanie nowych ludzi to świetna okazja na poszerzenie kontaktów i grona bliższych znajomych. To także świetna okazja na znalezienie zajęcia, gdy ktoś aktualnie nie posiada pracy. Głuchy telefon funkcjonujący na każdym przyjęciu zawsze może trafić do odpowiedniej osoby, która oferuje bądź zna osobę oferującą ciekawe zajęcie. Niektórzy jednak traktują takie imprezy jako okazję do pokazania się. Inni przychodzą, aby skosztować ciekawych i smacznych potraw. Inny natomiast udają się tam w celach matrymonialnych. Na przyjęciu zawsze trafi się jakaś samotna dusza, która szuka towarzystwa na chwilę bądź na dłużej. Wiele takich par staje później na ślubnym kobiercu. Dla innych przyjęcie towarzyskie to miejsce do zabawy, rozerwania się, potańczenia, napicia się i pośmiania, po prostu odskoczni od obowiązków dnia codziennego. Jedno jest pewne, wszelkie spotkania towarzyskie zawsze przynoszą różnorodne korzyści. Żaden telefon, gra komputerowa czy nawet Internet nie stworzą nam tak wspaniałej okazji do najbardziej naturalnej rozrywki, jaką jest dobra impreza.

Magiczne przygody Kubusia Puchatka rozdz.18/32 +16

Część osiemnasta: NEVER DRINK WITH STRANGERS
Nad stumilowym lasem budził się piękny i słoneczny styczniowy dzień.
- Ja pierkurwadolę! Znowu leje - skomentował pogodę wracający do życia Puchatek.
- Pić! - dodał.
- Farby! - darł się Kłapouchy wypuszczając z objęć kibel.
- Ja ci kurwa dam farby! Klina ci trza chuju jeden! - uciął Tygrysek, wyciągając spod zlewu specjalnie tam przez niego schowane „na rano" flaszki z upczyćm - Co my tu mamy? - oblizał się Tygrysek - ARIZONA, moje życie! Chłopaki, wstawać kurwa! Jebiemy po flaszeczce.
Po jednej, było jeszcze po jednej. Po trzecią kolejkę pod zlew wyprawił się Prosiaczek. Wlazł do szafki i zginął.
- Dawaj wino cholerny Bekonie! - zniecierpliwił się Kłapouchy - Słyszysz różowy skurwysynu? Czy może mam tam wleźć i ci pomóc?
- Ale... ale tu już nic nie ma! - desperacja w głosie Prosiaczka podpowiedziała przyjaciołom, że mówił prawdę. Wszystkim zajrzało w oczy widmo utraty sensowności tak mile rozpoczętego dnia.
- Do Babajagi! - Królik nigdy nie tracił zimnej krwi - zrzuta chamy!
Po paru chwilach wszyscy raźno popierdalali na Piwną Górkę, gdzie od dawien dawna stała na koguciej nóżce chatka Babajagi, vel Konstantynopolitańczykowianeczkitrzy, w skrócie zwanej chujem. Był to przybytek tak lubiany jak i niezbędny. Babajaga produkowała zawsze nieziemski, wręcz zajebisty upczyć - HERACLES - Classic Płońsk Aperitif. Ostatnio dołączyła do niego nowa marka ARIZONA - Mix, która od razu przypadła do gustu naszej brygadzie.
- Hej, Babajaga! To my! Szykuj flaszki, albo ci ten domek rozjebiemy! - Kłapouchy zawsze lubił ciepłe, przyjacielskie powitania - słyszałaś, ty obleśna zapiździała kurwo?
Tygrysek wszedł pierwszy i rzeczowo rzucił - Dwie upczyć Arizonki! Ino rys! - po czym odwrócił się do kumpli - jakieś plany na tak pięknie rozpoczęty dzień?
- Te, Babajaga! Co z tym winem? Kurwa! Przecież nas suszy!
Dopiero Prosiaczek wykazał się spostrzegawczością - Ej, co jest do chuja mamy? Gdzie ta głupia dupa? Widzieliście ją dziś wogóle?
- Ja tu widzę niezły burdel! - skomentował Puchatek, obchodząc wokół sklep - Ni chuja. Znikła. Ale, ale, tu jest siakaś kartka!
- Dawaj! - wrzasnął Królik - Co? Co to kurwa ma znaczyć? Nie moszna tak u w chuja walić ze stałymi klientami!
Podniósł się zajebisty rwetes, bo każdy chciał zobaczyć kartkę. Królik padł ze złamanym nosem, a Tygrysek zaczął na głos czytać: „Zdupczyła się aparatura do produkcji wina. Wyjeżdżam po części! Zostawiam wam ostatnie dwa upczyćmi Arizony. Wrócę za ok. dziesięć dni. Babajaga."
- Ja pierkurwadolę po dwa-jebane-kroć! - sapnął Puchatek, po czym zemdlony padł na podłogę jak jakieś cholerne ścierwo.
- Dziesięć dni! Dziesięć jebanych dni! Bez alkoholu! - Prosiaczkowi łamał się głos - my tego nie przeżyjemy. No fakin upcz!
- Może nie przeżyjemy, ale najpierw coś rozpierdolimy! Poza tym, mamy jeszcze kwasik! Może gdzieś kurwa wygrzebię jakieś zapomniane pudełko chujowego butaprenu!
- Tygrysku, proszę. Chociaż raz nie bądź takim przemądrzałym skurwysynem! Kwasik to nie wszystko! Nie samym kwasem człowiek żyje, a upczyćm kurwa tak! - uciął te puste dywagacje Królik - ale coś rozjebać, no, no to jest zawsze wyjściowo. Chodźcie do tej pipy Krzysia. Jak mu spuścimy porządny wpierdol, to nam się może i myśli rozjaśnią.
Po tych słowach wszyscy rozbiegli się w swoją stronę. Oczywiście najpierw opierdolili te dwa marne upczyćmi Arizonki i umówili się o rzut beretem od domku pipy. Ostatni przybył Tygrys.
- Sory bojz żeśta na mnie czekali, ale ja bez kwasika nie umiem tej mojej giwery obsłużyć. Mam też dla was, zarzućcie po jednym, może choć na chwilę zapomnimy o naszym smutnym losie!
Już po chwili rzucili się na domek, tratując upczyć płotek i wrzeszcząc na przemian „DOOM" i „Kil dis upcz gej!". Krzyś chciał się schować do lodówki, ale ni chuja! Sprytny Królik go tam wyczaił i wyciągnął na środek pokoju.
- Ściągaj gacie! - wołał Kłapouchy - wsadzę mój obrzyn w te twoją niedopierdoloną pedalską żyć! Ściągaj mówię!
- Nie, Kłapouszku, nie możesz mu tego zrobić! - zapiszczał nie wiedzieć czemu Królik.
- Siat da fak ap! Wsadzę mu tego obrzyna w dupę! Niech chuj popamięta, że jak nie ma co pić, to jezdem zajebiście wkurwiony!
- Ależ nie, nie. Wsadzimy mu. Ale nie obrzyn - Królik uśmiechał się obleśnie coś za sobą chowając - wsadzimy pipie to!
- Ja pierdolę. Królik, ty to masz łeb! - Tygrysowi oczy wprost świeciły z radości, a na dodatek źrenice miał jak pięciozłotówki - Jebaj go, jebaj.
Królik powoli wyciągnął TO zza pleców. Trudno opisać te kurewsko głośne wrzaski, które brygada wydała zobaczywszy TO, co Tygrys przed momentem.
- Królik, ty chuju, skądś wytrzasnął taki piękny kompresor Karchera? - Kłapouchy był wniebowzięty - Dawaj mu go w dupala! Prosiak, odpalaj silnik! Puchatek, wsadź mu koniec w dupę i pilnuj ciśnienia! No, panowie, cztery atmosfery chyba wystarczą, co? Dajemy!
Wrrrrr zawył silnik. Sssss zasyczało. Nieeee wrzeszczał Krzyś, ale radość była taka, że przyjaciele nie słyszeli tych hałasów. Krzyś skręcał się i puchnął, aż w pewnym momencie wyrzygał śniadanie. Potem wysrał gębą wczorajszą kolację, obiad, i przedwczorajszy obiad...
- Hurra! - darł się Tygrysek - to się nazywa kogoś wydymać!!! Ale wiecie co, chłopaki, mnie się od początku wydawało, że on powinien srać tą swoją pojebana mordą. Dupę ma przecież dla gości...
- Ja pierdolę, je pierkurwadolę... - stękał z radości Puchatek - Hej, Prosiak! Wyłącz to kurwa, bo nam Pipa pierdolnie! Musi być w jednym kawałku na następny raz!
Tym razem Krzyś miał szczęście. A może jednak pecha? Tymczasem Królik znalazł w pokoju Pipy zestaw „Mały Chemik" i wpadł na genialny pomysł: - Hej, kutasy wy moje! Europa! Odkryłem! Veni vidi upczyćm! Przecież to prawie takie, jak to na czym Babajaga robi wino! Upędzimy bimbru! Nie umrzemy! - Po czym wszyscy zgodnie popierdalali do domku Królika, mącić wynalazki.
- Te, kurwa, Królik długo jeszcze - żalił się trzeciego dnia Tygrysek - Ja już ciągnę na resztkach butaprenu, chłopaki w akcie desperacji wlewają w siebie to pierdolone borygo. Mnie jest już chujowo! Ja chcę pić! Słyszysz, ty jebany w dupę leszczu? Gdzie ten kurewski bimber?
Nagle z zewnątrz dobiegł gang silnika Harleya, po czym ucichł. Chłopaki już powyciągali giwery, żeby grzecznie powiedzieć gościowi co by spierdalał, bo jak nie, to go nabiją na pal, zgwałcą mu córkę, zjedzą żonę i spalą dom, gdy w drzwiach stanął jakiś duży facio i powiedział: - Haj, aj'm Zed.
- Jaka kurwa zebra? - Kłapouchy nie był już w najlepszej formie. Dopalał ostatki grasu jaki wygrzebał po szufladach i posiłkował się w tym zieloną herbatą - To nie jest żadne chujowe zoo! Widzisz tu kutasie siakieś zwierzęta?
Tymczasem facio wyciągnął zajebiście dużą flachę łyski i z uśmiechem spytał - Aj fołt samłer hir łoz to u e party? Ejnt' it?
Tego było dla kolegów za wiele. Rzucili się na flachę jak jacyś naćpani, pokurwieni alkoholicy, co to im fabryczkę upczy zamkli.
- Ja pierdolę! Prawdziwa wóda!
- Dawaj, skurwysynu, ja pierwszy!
- Nie, ja!!!
Tymczasem Królik najspokojniej w świecie skończył warzyć bimber i porozlewał go do flaszek. Ot, tak po litrze na mordę. Wlazł do pokoju w samą porę, bo łyski już „pękła" a i nastroje były zajebiste, wszyscy załapali właśnie smaki.
- Dawaj kurwa Królik ten twój eliksir!
- Ejże - zaniepokoił się Królik - co to za kutas pierdolnął dupsko w moim fotelu?
- Nie wiem, nie znam go! - wrzasnął Prosiaczek - Ale upc miał wódę, to musi być zajebisty gość! Dawaj ten bimber, albo ci zrobimy hot-doga z twojego chuja i każemy zjeść! - Sprawa była poważna, bo Bekon już wyciągał uzi zza paska.
Ach, jaka to była impreza... Kłapouchy skakał z lampy do miednicy z wodą i mówił że jest „baletkurrrwammisstrzemm z pieeerrrdolonej rewii na ssmmalcu". Tygrys wyczaił w kieszeni jeszcze dwa kartoniki z jego ulubioną przyprawą i dostał zajebistego tripa... Szkoda tylko, że Kubuś z Królikiem wmówili mu, że jak nie zwali konia ze dwadzieścia razy pod rząd, to mu jaja z przepełnienia pękną. A Prosiaczek, tak mu się zachciało upczyć, że latał po domu bez spodni i wrzeszczał „w pipu, w pizdu, no chociaż w paszczu!", dopóki nie włożył chuja w wyżymaczkę od pralki typu „Frania", co spowodowało u niego chwilowy zanik wizji i fonii. A Kubuś z Królikiem zorganizowali zawody w rzyganiu na czas i odległość. Rzygali od stołu, aż do trzeciej rano. Padło kilka falstartów, więc się i objedli, ale było zajebiście.
A rano, no cóż, rano wstali i obejrzeli Teleexpres (kultura musi być i chuj - jak powiedział Tygrys), Zeda już nie było, a wszystkim jakoś nogi nie chciały się zejść razem i mieli dziwne uczucie, jakby im kto z dupy zrobił jesień średniowiecza...

Magiczne przygody Kubusia Puchatka rozdz.17/32 +16

Część siedemnasta: THE GREEN POWER

Był piękny sierpniowy poranek... Królik, Kłapouchy, Prosiaczek, Tygrysek i Puchatek siedzieli w domku tego ostatniego. To znaczy Kłapouchy siedział, bo jako najbardziej doświadczonemu zawodnikowi udało mu się nie osunąć pod stół podczas wczorajszej libacji. Reszta towarzystwa była malowniczo rozłożona na wszystkich meblach. Najgorzej czuł się Prosiaczek, który pomylił HERACLESA - Classic Płońsk Aperitif z Borygo (faktem jest, że smak, zapach i kolor były identyczne, więc nawet taki koneser dał się zwieść).
Przed osłem stała zajebistych rozmiarów faja wodna skonstruowana z wiadra, dwóch gumowych węży i obciętej końcówki lufy od dwururki nabitej gigantyczną ilością trawy. Kłapek błogo zaciągał się dymem, który po fachowym przetrzymaniu w płucach wypuszczał pionowo w górę. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak mała ciuchcia stojąca na bocznicy.
- Wiesz Królik, niezłe to zielsko, miałeś rację, żeby obok tej debilnej marchewki zasiać zagon gandzi.
- A ty kurwa myślałeś, że co? Ja mam wyłącznie dobre pomysły - stwierdził skromnie Królik - ekstra nasionka, specjalnie zmodyfikowane do hodowli w chłodnym klimacie, mejdin Holland.
- Fakt, że pięknie wyrosły w tym roku, takie wybujałe. A hodowla eksperymentalna w piwnicy też się pięknie rozwija - zauważył Tygrysek i dodał - wiadomo, Polska - zielone płuca Europy.
- A jak przyjdzie Bystry Rydz to powiemy, że wszystko jest legalnie, przecież te pięć hektarów to wyłącznie na własny użytek - roześmiał się Puchatek - zresztą możemy mu coś odpalić, niech kapitan ma trochę relaksu.
- Ty, cwana gapa, nie bądź taki kurewsko szybki, nie ty wyhodowałeś, nie ty będziesz rozdawał - zaperzył się Króliczek i cisnął w Puchatka butelką, upewniwszy się najpierw czy nie pozostała w niej ani kropla Heraclesa.
- Spokój złamasy, czuję się jakby we łbie ktoś mi jeździł czołgiem, a wy ciągle drzecie te w kurwę jebane mordy! - Tygrysek jak zwykle obudził się negatywnie nastawiony do rzeczywistości. W ciszy, jaka chwilowo zapadła, dało się usłyszeć dziwne hałasy dobiegające z zewnątrz oraz śpiewy w stylu "wszystko co nasze Polsceee oddamy"
- Co to, kurwa, jest? - zagadnął Puchatek.
- Może to te cioty z Radia Maryja. Chcą odbudować przekaźnik - jęknął Prosiaczek, po czym przewrócił się na drugi bok - nasz las to jedyne miejsce w kraju gdzie nie docierają fale tego upierdliwego radia.
- Fak it - stwierdził z wieśniackim akcentem Królik.
- Posłuchajcie, ktoś tu lizie... - rzekł Tygrysek.
Wtem do domu wpadł Krzyś i fiknął kozła na bełcie jednego z naszych bohaterów, lądując w następnym. Brygada zgodnie wpadła w brecht.
- Ała. Moja biedna głowa - rzekł Krzyś, poprawiając nażelowaną fryzurę i powoli wstając. Ubrany był w odblaskowe białe dresy z obowiązkowymi czterema paskami (czwarty dorzucił mu gratis sprzedawca w zamian za zrobienie loda), zajebiście zielone odblaskowe "addidasy" oraz szpanerskie ciemne okularki. Z kieszeni wystawał mu kurewsko duży słoik z wazeliną - prezent urodzinowy od pana Sowy.
- Czego tu szukasz amatorze cudzych odbytów? - warknął Prosiaczek.
- Może chcesz żeby ci wsadzić obtłuczoną butelkę w dupsko? Mamy tu kilka takich - zaczął dopytywać się Kłapouchy.
- Załogo, nie uwierzycie! - wykrzyknął w podnieceniu Krzyś - przyjechali...
- To chuj im w dupę! - stwierdził Tygrysek, a Prosiaczek przezornie wyjął swoje ukochane Uzi.
- Przypominam sobie patrząc w jej oczy małe, gdy ci ssałem, a potem mnie od tyłu brałeś - zaczął cicho rapować Kłapouchy - ty głupia cipo, to tekst jakby pisany idealnie dla ciebie - stwierdził.
- Nie, nie, nie rozumiecie - przyjechali harcerze! - zakrzyknął Krzyś - idę się zapisać! Po czym wybiegł z domu.
- Nigdy nie wiem, o co chodzi temu pedałowi. Co to są szalbierze? - spytał Tygrysek, który jeszcze nie do końca się obudził.
- Harcerze, pało - poprawił Prosiaczek - to takie cioty, co jeżdżą do lasu na obozy, aby zbierać jagódki, dokarmiać zwierzątka, nosić zielne mundurki i chustki, słuchać rozkazów i robić "Baczność! Spocznij!".
- Innymi słowy pipy jakich mało? - odrzekł po chwili zastanowienia Kłapołuchy.
- Sytuacja jest poważna - podsumował Prosiaczek.
- Taa. Łi mast destroj dem, or przyjedzie ich tu więcej - powiedział z wieśniackim akcentem Tygrysek.
Tymczasem Króliczek zaczął wyglądać przez okno. Z każdą sekundą jego mina wyrażała coraz większe przerażenie.
- Ja pierdolę, chłopaki! Musicie mi pomóc! Jakieś geje rozstawiają namioty obok mojego ogródka! Zaraz zadepczą całą uprawę marychy! Trzeba im wpiździć!
- To jest, kurwa, skandal! - wykrzyczał oburzony do granic Tygrysek, po czym poczerwieniał jak ruska dziwka.
- Nie bulwersuj się tak, bo ci gały wyskoczą z orbit! - zauważył Prosiaczek.
Kłapouchy milcząc przystąpił do rutynowych czynności: czyszczenia i ładowania broni, sprawdzania wyposażenia, ostrzenia noży. Tymczasem Puchatek, jakby wolny od wszechobecnych trosk wstał po kolejną butelkę. Wyjmował właśnie wino, gdy ktoś zapukał do drzwi.
- Ani chwili spokoju - mruknął Puchatek, po czym podszedł do drzwi. Otworzył.
- A ty kim jesteś? - zapytała postać w zielonym mundurku i śmiesznej czapce.
- Jo Sem Netoperek - odparł Kubuś.
- Bo widzisz, mamy teraz grę, a tu gdzieś miał czekać mój druh drużynowy... - powiedział znowu tamten.
- Zaraz, zaraz... - mruknął Puchatek - czy ty przypadkiem nie jesteś harcerzem? - zapytał sięgając po przedmiot za szafą.
- Tak! Zastępowy Wrona melduje się na punkcie... - nie dokończył gość. Nagły cios bejsbolem pozbawił go wszystkich zębów.
- A masz, ty pedalska cioto! - ryknął Kubuś.
Cała ekipa momentalnie poderwała się na nogi.
- Widzę, że zajebałeś skurwiela! - Tygrysek był jak zwykle bezpośredni.
- Teraz wyślemy im jego kawałeczki - radował się Królik - o takie malutkie!
- Nie! Nabijmy go, kurwa, na pal! - krzyczał Kłapołuchy.
- Wsadźmy mu rozgrzane żelastwo w dupę! - coraz głośniej wrzeszczał Prosiaczek.
- Zamknijcie ryje! To ja mu przypierdoliłem i ja wymyślę co z nim zrobić! - krzyknął Puchatek.
- Więc dobra, mądralo. Co z nim robimy? - spytał nieufnie Tygrysek.
Kubuś miał właśnie odpowiedzieć, gdy do drzwi zapukał kolejny gość.
- Co to, kurwa, jest? Autostrada? - ryknął Puchatek - jeśli to znowu jakaś ciota, to nie wyjdzie stąd cało!
Tymczasem do domu wpadła cała brygada ubrana w czarne skóry. Byli to Łowcy Pip, jednak nie było z nimi ich lidera DonVasyla(tm).
- Siemanko, niezłe wdzianko... - począł głucho rapować Kłapołuchy.
- Słyszeliśmy, że w okolicy są jakieś pipy - zagadnął czwarty z Łowców - są nam bardzo potrzebne, DonVasyl(tm) ma kłopoty z erekcją, jeśli nie zapierdoli jakiejś pipy nie będzie mógł zerżnąć już żadnego kurwiszcza, kurwy, a nawet kurwiątka.
- To bardzo przykre, tak chcieć i nie móc - zauważył filozoficznie Prosiaczek - ale mamy dobre wieści: wasz przywódca przepiłuje jeszcze niejedną szparkę.
- Taa. W okolicy jest cały obóz pełen pip. To zjazd pip z całej Polski. - odpowiedział Prosiaczek.
- To my lecimy po DonVasyla(tm)! - stwierdził ósmy z nich.
- Dobry pomysł - zawtórował piąty z nich.
- Na co więc czekamy? - spytał giermek, po czym obydwaj wybiegli z domku.
- Panowie, trzeba coś wymyślić. Musimy się pozbyć tych zielonkawych zafajdańców z lasu! - rzekł po chwili namysłu Tygrysek - i lepiej się pośpieszmy, zanim ci porypani Łowcy Pip wkroczą do akcji, nigdy nic dobrego z tego nie wynika.
- Eureka! Odkryłem! Veni, Vedi, Van-Damme! - wykrzyknął Prosiaczek - Pójdziemy na posterunek policji i powiemy, że w lesie odbywa się właśnie zjazd pedofilii - naturystów. Komendant ich zgarnie i jeszcze będzie nam tak wdzięczny, że pewnie coś odpali, a my nawet nie będziemy musieli wchodzić do tego zadupnego obozu. Jest za gorąco żeby się bić.
- Świetny pomysł, Prosiaczku. - stwierdził Tygrysek. - chyba wiem jak załatwić tych zielonych popaprańców...
Po czym cała grupa udała się na posterunek. Po przybyciu na miejsce Tygrysek tajemniczo zakomunikował:
- Chłopaki, zaprowadźcie szeryfa do obozu, spotkamy się później!
Po czym zniknął w zaroślach. Reszta brygada zapukała do drzwi opatrzonych tabliczką, którą ktoś przemalował na "Polucja". W drzwiach stanął kapitan Bystry Rydz..
- Ahoj, panie władzo! Wiemy, że pan kapitan jest niestrudzonym obrońcą porządku i ładu moralnego w lesie - zaczął Puchatek, który był mistrzem włazidupstwa - dlatego chcemy zameldować o strasznym naruszeniu prawa! W okolicy znajduje się nielegalny, kryminalny obóz, założony przez zorganizowaną grupę przestępczą!
- Tak. Zanieczyszczają wodę! - zawtórował Kłapołuchy.
- Niszczą przyrodę i wycinają las! - dodał Królik.
- Napastują sarenki! - krzyknął Prosiaczek.
- I utrzymują stosunki analne! - dorzucił swoje Puchatek.
- Tak dalej być nie będzie! - wykrzyknął oburzony kapitan - zbiorę swoich ludzi i zamkniemy towarzystwo.
Już po chwili wszyscy stali kilkadziesiąt metrów od obozu.
- Poczekajcie, ja z nimi pogadam - powiedział kapitan, po czym wojskowym krokiem udał się do namiotów. Jednakże Bystry Rydz błyskawicznie wrócił i wściekły orzekł:
- Wszystko wydaje się być w porządku. Jest czysto i cicho. I mają zezwolenie na pobyt - Kapitan robił wrażenie zawiedzionego - a wam, dowcipnisie, odechce się głupich żartów! - zwrócił się do naszych bohaterów. Już miał się na nich rzucić, gdy ktoś krzyknął:
- Te, niebieski! Pała ci wystaje!
Był to Tygrysek, przebrany w mundur harcerski i stojący na głównym placu obozu.
- Coś ty gówniarzu powiedział? - ryknął Bystry Rydz.
- Pałą go, pałą go, pałą go i w łeb... - zaczął śpiewać Tygrysek.
- Ostrzegam, jeszcze słowo i... - darł się kapitan.
- Bystry Rydz śpi z pałą na wierzchu! Psy do suk! Pierdolić policję! Twoja pała już sparciała!
- Miarka się przebrała! Zamykamy obóz!
Po czym kapitan i jego ludzie rzucili się na harcerzy i rozpoczęli pacyfikowanie (pałowanie). Tygrysek w ostatniej chwili zdołał zrzucić mundur i schować się w krzakach. Przerażeni harcerze rozpierzchli się na wszystkie strony, ale i tak dosięgały ich ciosy pałek, granaty z gazem łzawiącym i gumowe kule. Po chwili wszyscy uczestnicy obozu leżeli pobici i skuci kajdankami. Co bardziej krewcy funkcjonariusze kopali leżących. Po bitwie (której ochoczo dopingowali nasi bohaterowie) kapitan podszedł do Puchatka i rzekł:
- Spełniliście dziś obywatelski obowiązek. Oto wasza nagroda. - rzekł dumnie Bystry Rydz, po czym wręczył bohaterom plik banknotów "zabezpieczonych" z obozowej kasy. Następnie odszedł, aby konwojować więźniów.
- Uff! Mało brakowało! - rzekł Puchatek.
- To, co cię nie zabije, uczyni cię silniejszym - zaczął filozofować Kłapouchy.
- W sumie to był bardzo udany dzień - skonstatował Króliczek - a kapitan nawet się nie zorientował, że stoi obok pola marihuany.
- On pewnie myśli, że gandzia rośnie w postaci plastikowych torebeczek, które zwisają z krzaków - roześmiał się Puchatek.
- No, i teraz mamy kasę na kolejną imprezę! I świat jest trochę lepszy! - odparł Tygrysek, po czym nasi bohaterowie udali się do BabyJagi(tm), aby wydać swe ciężko zarobione pieniądze.

Magiczne przygody Kubusia Puchatka rozdz.16/32 +16

Część szesnasta: FOLLOW THE WHITE RABBIT
-Uwagaaaaa!!!!
Ryk Tygryska poderwał na nogi Prosiaczka, który podskoczył z ławeczki (cała ekipa siedziała właśnie przed domem królika i sączyła "Kozackoje Igristoje", nowy przebój w melinie BabaJagi) i upuścił na ziemię plastikowy kubek. "Kozackoje" było wytworem specjalistów zza wschodniej granicy i miało kopa podobnego do markowych siarkofrutów z Płońska. Gustowne plastikowe kubeczki to był aktualny wymysł Królika, który stwierdził, że "troszku kultury mieć, kurwa, trza". No więc cała ekipa postanowiła dać Królikowi trochę radości ("Niech ma coś od życia", jak stwierdził Puchatek) i postanowiła przez tydzień używać tych idiotycznych kubeczków. Prosiaczek popatrzył do góry i ze zmartwieniem pokiwał głową.
- Nie, no panowie trzeba coś z tym palantem zrobić. W końcu złamie sobie kark, czy chuj wie co.
Tygrysek siedział na gałęzi pięć metrów nad nimi i z poważną miną wpatrywał się w dal.
- A co z nim? - wyburczał Kłapouchy, który był wkurwiony na cały świat z powodu tego idiotycznego pomysłu z kubeczkami.
- Co ma być? Wybrał się kutas do kina...
- No, rozumiesz Kłapouchy. Zechciało się debilowi rozerwać kulturalnie, jakby wywalenie jabola z kolegami mu nie wystarczało - Puchatek odłożył na moment kubek i wtrącił się do rozmowy - No więc, kurwa, rozumiesz, polazł sobie chujek do kina i nawet nic nam nie powiedział.
- Po wała miał nam mówić?! - wydarł się Królik, u którego ostatnia porcja "Igristoje" wywołała nagły przypływ animuszu - I tak byśmy nie poszli! Od kiedy Prosiak zarzygał dwa rzędy, bo nie zdążył do klopa, nie wpuszczają nas do żadnego kina.
- Jakie, nie zdążył? Jakie, kurwa, nie zdążył? Nawet nie próbowałem zdążyć - oburzył się Prosiaczek.
- Siarap! - wrzasnął Puchatek - No więc, Kłapouchy, rozumiesz. Polazł ten cymbał do kina, ale wcześniej zapodał sobie dwa siarkofruty, zeżarł porcję kwachu i spalił skręta... No i go, kurwa, w kinie pojebało. Film wlazł mu do życia.
- Co... - zaczął Kłapouchy.
- "Matrix" - ze smutkiem stwierdził Puchatek - Ten kretyn twierdzi, że jest gdzieś indziej i uczy się latać.
- Uwagaaaaa!!! - ponownie ryknął Tygrysek. Nagle gwałtownie ruszył z miejsca, skoczył do góry, zamachał rękoma i efektownie zjebał się pod nogi Puchatka.
- Sam widzisz - Puchatek trącił nogą ledwo przytomnego Tygryska - Totalny pojeb.
- Pierdolę, idę się odlać - oświadczył Królik i powlókł się za róg domku.
Tygrysek powoli podnosił się z ziemi.
- O w mordę. Kurwa, jakie to było realistyczne - wystękał i rozejrzał się po wszystkich - Jesteście ślepi, nie umiecie się wyzwolić. A tylko szerokie otwarcie na nowy światopogląd może...
- Nie, to już jest nie dobrze - stwierdził Kłapouchy - Jest gorzej niż źle.
- Te, Tygrysek - uśmiechnął się szelmowsko Prosiaczek - Gdzie komóra?
Tygrysek z przerażeniem zaczął przetrząsać kieszenie.
- Ja pierdolę - wysapał z przerażeniem - Zgubiłem, nie mam łączności z Morfeuszem. To już koniec...
Gwałtownie poderwał się z ziemi i popędził w stronę lasu.
- No, a ty go jeszcze podkurwiaj - wycedził Puchatek - Poleciał kutas do lasu i chuj wie co mu do łba strzeli. A jak wlizie na wyższe drzewo? Nie będzie czego ze łba zbierać...
- Co z tą komórą? - zagadnął Królik, który właśnie wrócił z krzaków.
- Wczoraj przyjebał jakiemuś palantowi w dresie - uśmiechnął się Prosiaczek - Zabrał mu komórę, bo stwierdził, że musi połączyć się z jakimś Morfinistą, czy chuj wie czym.
- Idziemy - zawyrokował Puchatek i poderwał się z ławki - Jak znajdziemy tego debila, to w łeb, wiążemy i na trzy dni do piwniczki. I tylko chleb i wóda.
- Chyba woda? - zdziwił się Prosiaczek.
- Mózg ci odjebało? Trzy dni bez alkoholu? Mamy go wyleczyć, a nie wykończyć - Puchatek z politowaniem pokręcił głową.
Szli leśną ścieżką, gdy nagle Puchatek przystanął i skinął głową w stronę pobliskich krzaków, z których wystawała noga w czteropasiastym dresie.
- Czek it - polecił Puchatek.
Kłapouchy ostrożnie zajrzał między krzaki. Po chwili odwrócił się do kumpli i wzruszył ramionami.
- No to znalazł komórę... Ciekawe gdzie teraz poleciał?
- A co z tym tutaj? - zainteresował się Królik.
- Chuj z tym tutaj. Szukamy Tygryska, a nie oglądamy pobitych palantów. Idziemy - Kłapouchy ruszył do przodu.
- Czekaj, gdzie go, kurwa, chcesz znaleźć? W pizdu drzew i krzaków. Zesramy się, a go nie znajdziemy - zmartwił się Prosiaczek.
- No to co robimy? - warknął Kłapouchy.
- Bierzemy tego fiuta do chaty. Może coś z niego wyciągniemy.
- Pojebało cię?! Chcesz takie gówno do domu znosić? Sami znajdziemy Tygrycha!
- Kurwa, Kłapouchy, myśl trochę! Tak będzie szybciej - Prosiaczek podrapał się w głowę - Może palant coś słyszał, wiesz, że Tygrysek próbuje teraz wszystkich uświadamiać. Może coś mu nagadał?
- Co mógł, do kurwy nędzy nagadać! - Kłapouchy aż posiniał z nerwów - Przecież Tygrys pierdoli od rzeczy, sam widziałeś...
- Ale coś mógł usłyszeć! - wydarł się Prosiak.
- Chuja mógł! - darł się Kłapouchy - Nie będziemy taskać jakiegoś kutafona przez las!
- Zabieramy!!! - wrzeszczał Prosiaczek.
Wtem rozległ się wystrzał. Prosiaczek i Kłapouchy gwałtownie ucichli i wyciągnęli spod kurtek giwery.
- No to, kurwa, po problemie - rzeczowo stwierdził Królik.
Z krzaków gdzie leżał obecnie już denat wyszedł Puchatek. Zabezpieczył shotguna i schował pod płaszcz.
- Puchatek... - wyszeptał Prosiaczek - Odpierdoliło ci? Mało mamy problemu z Tygrysem?
- Yyyy - zaczął niepewnie Puchatek - Wypadek, chciałem go postraszyć, żeby powiedział gdzie polazł Tygrysek i wypaliło...
- Kurwa! - wrzasnął Królik - Jakie wypaliło? Po chuj żeś wyciągał giwerę? Ten palant i tak by o wszystkim powiedział.
- No, tak - Puchatek zawstydzony grzebał nogą w piachu - Ale na jednym filmie widziałem...
Prosiaczek aż usiadł z wrażenia.
- Ja pierdolę - wysapał - Ty też? Co jest, w dupę jeża? Jakaś epidemia? Masz dziedziczny syf zamiast mózgu? Jaki film? Co ty pierdolisz? Rozejrzyj się dookoła!
Puchatek tępo popatrzył po drzewach.
- No i? - zapytał niepewnie.
- Co, "no i"?! - ryknął Prosiaczek. - Żadne "no i"! Widzisz gdzieś napis "HOLLYWOOD"? Takie zajebiście duże, białe literki?!
- Yyyy... Nie - stwierdził niepewnie Puchatek po chwili zastanowienia.
- No bo o to chodzi, ty durna pało, że nie jesteśmy w jebanym Hollywood! To nie jest, kurwa, film! Jasne?!
- No... - wymamrotał Puchatek.
- No i dobra, koniec pierdolenia - włączył się do dyskusji Królik i ruszył dalej ścieżką - Idziemy szukać Tygryska.
- No, idziemy - kiwnął głową Kłapouchy - Tropem białego króliczka...
- Jakiś taki sraczkowaty, a nie biały - roześmiał się Puchatek.
- Kłapouchy, morda w kubeł - Królik obejrzał się przez ramię i groźnie spojrzał na Kłapouchego.
Przez długą chwilę szli w milczeniu. Wtem rozległ się znajomy ryk.
- Ratunku!!! - darł się z pobliskiego zagajnika Tygrysek - Agenci mnie dopadli! Chcą mnie wykasować.
Nasza gromada pędem ruszyła w stronę zagajnika.
- A niech mu tylko nic nie będzie - wydyszał w pędzie Puchatek - Przypierdolę mu tak, że mu prążki ryja dupą wyjdą...
Po chwili wpadli na małą polanę. Tygrysek stał przywiązany do jednego z drzew i z przerażeniem rozglądał się dookoła.
- Cały?- zapytał Prosiaczek - Te, kurwa, Neo. Nic ci nie jest?
- Jakie: "nic"? - spytał Puchatek - Ma najebane we łbie jak sto sześćdziesiąt. To ma być: "nic"?
Tygrysek z przerażeniem wpatrywał się w grupę przyjaciół.
- Oni tu są... - wyjęczał - Cali w czerni, szukają mnie, wiedzą, że jestem wybrany.
- Nie: "wybrany", a pojebany. To subtelna różnica - Puchatek pokręcił głową i zaczął odwiązywać Tygryska - Jednak masz talent. Ja sam bym się tak za cholerę nie przywiązał...
Nagle Puchatek znieruchomiał.
- Panowie... - wymruczał nie ruszając się z miejsca - Coś tu, kurwa, nie gra. Tygrys ma dwie lewe ręce i każdy to wie. W kółko strzela orły na ulicy, bo nie może sobie zawiązać sznurowadeł. A teraz stoi związany jak nie przymierzając "szynka babuni". Sam tego nie zrobił. No faken łej...
- Oszkurwpier... - zabełkotał Tygrysek - Za późno... Już po nas. Namierzyli nas i odcięli nas od centrali...
- A ten znowu - pokręcił głową Królik - Weź go który pierdolnij, może się zamknie... Idę lać. Po tym syfie, co go ostatnio pijemy szczam jak pies.
Królik odwrócił się i...
- Jebany świat - wyszeptał - Chłopaki, coś, kurwa, nie gra. Wszyscy obrócili się w stronę z której parę minut wcześniej przyszli.
- To oni! - zawył z przerażeniem Tygrysek - Spierdalać! Nikt jeszcze nie przeżył spotkania z agentami.
Między drzewami stało trzech typków w czarnych garniturach i okularach przeciwsłonecznych. Pierwszy z nich wyciągnął z kieszeni telefon, wybrał numer i zaczął cicho rozmawiać. Nasi przyjaciele ze zdziwieniem spojrzeli po sobie.
- Koniec, nie mieszam więcej wińska z wódą - wystękał Kłapouchy - Widzę potem jakichś śmiesznych ludzików biegających po lesie.
- Też widzę - odparł wolno Puchatek - A ja od trzech dni jadę tylko na "Igristoje". Oni są live, i to bardziej niż CNN.
- Uciekajmy! - skowyczał Tygrysek - Znajdziemy inne wyjście z matrycy!
Puchatek gwałtownie pociągnął kolbą shotguna po łbie Tygryska. Tygrysek wywinął podwójnego aksla i glebnął na trawkę. Wszyscy przyjaciele spojrzeli ze zdziwieniem na Puchatka.
- Poważna sprawa - Puchatek skinął głową w stronę trzech gości w garniturach - Lepiej będzie dla Tygrysa jak na jakiś czas faktycznie odpocznie w matrixie. Jeszcze coś by mu do łba strzeliło, wiecie jaki z niego nerwowy rocznik...
- Patrzcie go, w mordę - uśmiechnął się krzywo Prosiaczek - Znalazła się "siła spokoju". A kto gościowi zmienił rysy twarzy przy pomocy pocisku dum-dum?
Brygada zaczęła podchodzić kolesi.
- Panowie, oni nas ciągłe, kurwa, ignorują - Królik wyglądał na poirytowanego - Strzelamy czy pytamy?
- Spoko, Królik - Kłapouchy wysunął się do przodu - Kulturka musi być. Ja to załatwię.
Podszedł jeszcze kilka kroków do gości w czerni.
- Kurwa, w chuja tniecie, czy co? - zaczął zgodnie z protokołem dyplomatycznym Kłapouchy - Co wam odjebało, żeby wiązać Tygryska do drzewa? Brykał by sobie spokojnie po lasku, walnął jakąś flachę, może by gdzieś wyrwał jakąś niezłą dupę... A wy co? Do drzewa i spokój, tak?
- Cicho, mały - gość z komórą w ręce spojrzał groźnie na Kłapouchego - Już kończę...
  W mordę, kurwa, jaja sobie robicie?! - wydarł się Kłapouchy - Wypierdalać z lasu jak grzecznie proszą, bo jak nie to przestanę być uprzejmy!
Gość schował telefon do kieszeni, przeszedł koło Kłapouchego i stanął przed Puchatkiem.
- Pan Puchatek?
- Nie, kurwa, Królik - wysapał Puchatek. - Co, nie widać?
- Panowie - facet w czerni poprawił okulary na nosie - Spokojnie. Znacie już pana Kudłatego, prawda.
Puchatek podrapał się w łepek.
- Coś było... No jasne. Ten w dupę dęty meksykaniec z walizką. Ale wszystko oddaliśmy.
- No właśnie o to chodzi, że nie oddaliście. Jesteście winni panu Kudłatemu zawartość walizki plus odsetki. Tysiąc dolarów za każdy dzień zwłoki.
Królik parsknął śmiechem.
- Nie, no kurwa gość ma talent. Człowieku idź do szkoły aktorskiej. Tam szukają takich komików... Przecież wasz kurier zabrał całą przesyłkę. Idźcie do domu, co będziecie tak...
Facet gwałtownie uderzył Królika pięścią w tchawicę. Królik charcząc wylądował na kolanach.
- Kurwa, przeginacie - warknął Kłapouchy i sięgnął za pazuchę. W tym momencie poczuł przy głowie dwie lufy. Dwaj pozostali goście, którzy stali koło niego trzymali w łapach po gnacie i wtykali mu je do uszu.
- No i jak, Panie Puchatek - gość, z którym rozmawiali ściągnął okulary - Oddajecie?
- Kurwa, kretynie, wszystko oddaliśmy - wystękał Puchatek.
- Jak chcesz - facet wzruszył ramionami. W momencie gdy naciskał spust Puchatek zniknął jakby zapadł się pod ziemię.
- Co jest... - wystękał szef grupy. - Co to ma być?
- Szefie - odezwał się jeden z pozostałych - Coś tu nie gra. Zawsze zostawał trup, a dzisiaj...
- Ja was ocalę! - Tygrysek, który właśnie się ocknął zaczął biec przez polanę chcąc rzucić się na napastników.
- Długi, Wąski. Skasujcie tego błazna.
Dwaj faceci jednocześnie podnieśli pistolety i wystrzelili.
- Kurwa, to po nim - jęknął Kłapouchy - Szkoda Tygryska, fajny był z niego herbatnik. Co on, do ciężkiego chuja, robi?
- Zaczyna wierzyć - poważnie wyszeptał Prosiaczek. W tej chwili Tygrysek raptownie zatrzymał się w pędzie i opadł ślizgiem na ziemię mijając przelatujące pociski.
Wykorzystując konsternację przeciwnika Kłapouchy, Prosiaczek i Królik rzucili się na kolesi w garniturkach, którzy w starciu jeden na jeden byli bez szans.
Po chwili leżeli podziurawieni jak sito.
- Skurwysyny - wycharczał Królik - Żyj i pozwól umrzeć...
- No i co robimy? - Prosiaczek niezdecydowany patrzył na Kłapouchego.
- Jak to co? Bierz Tygryska, ja biorę Puchatka i znikamy. Hołm, słit hołm, jak to się mówi. Obalimy flachę, a Tygrysa damy do komórki. Tak jak było ustalone. Odechce mu się odstawiać takie popierdolone sztuczki.
- A ciała?
- A co ja, kurwa, Zakład Oczyszczania Lasu? Chuj im w dupę, jak napisał jakiś poeta...
Towarzystwo wolno powlekło się w stronę chatki.
Następny słoneczny lipcowy poranek rozpoczął się od wycia Tygryska.
- Wyyyyyyypuście mnie stąd! Przecież sami widzieliście! Ja wyminąłem lecące kule, a Puchatek raptem zniknął! My naprawdę jesteśmy w matrycy!
- Stul japę pojebie - rozległ się głos Kłapouchego - po prostu jak biegłeś wyjebałeś się o korzeń a potem pojechałeś na lisim gównie, tylko dlatego jeszcze żyjesz.
- Właśnie, a ja wpadłem do jednej z dziur, które zostały w lesie po tym zafajdanym Goferze - dodał Puchatek - oprzytomnij wreszcie!
- Jak mawia agentka Scully, każde zjawisko można naukowo wyjaśnić - dorzucił swoje Królik i pociągnął łyk "Kozackoje Igristoje" z plastikowego kubeczka.
Tygrysek nie dał się jednak do końca przekonać...

Magiczne przygody Kubusia Puchatka rozdz.15/32 +16

Część piętnasta: SATURDAY NIGHT FEVER

Nastał piękny czerwcowy dzień. Kubuś obudził się świtkiem, (czyli na dworze już zmierzchało) trzęsąc się i dygocząc z zimna.
- Ale tu piździ - pomyślał.
- Co ja tu kurwa robię? - to była druga myśl.
Nie dość, że był wymarznięty jakby się pieprzył z fokami, to na dodatek po głowie przewalało mu się cholernie głośne kołatanie: PUK! PUK! PUK! Pukanie powtórzyło się i skacowany bohater trzydniowej darmowej popijawy (już ostatniej z dostaw na koszt Abrakadabrahokuspokuskonstantynopolitańczykowianeczkitrzy, zwanej częściej chujem) zajarzył, że ktoś puka do drzwi.
- Łots za gej chce toking łif mi! - ryknął wkurwiony budząc resztę obolałej ekipy.
- Do kurwy nędzy wpuść go, ty łysy pojebie - rzekł bardzo głośno i dobitnie Królik - bo rozpierdoli nam drzwi tym waleniem.
Puchatek z trudem ruszył obolałą dupę w stronę drzwi, otworzył je po czym ocipiał ze zdumienia na widok pedalskiej mordy Szadiego.
- Przepraszam cię bardzo misiasiu, ale zgubiliśmy się z przyjaciółmi w tym wielkim lesie, a mieliśmy dać wieczorem specjalny koncert na przyjęciu u naszego znajomego. On mieszka w białym domku z ładnym białym płotkiem.
- O kurwa panowie to Dżast Pipe - krzyknął Puchatek, który dopiero teraz otrząsnął się z szoku.
- Dawać ich tu - zaryczał Tygrys, aż resztki brudnego tynku opadły z odrapanego sufitu - zrobimy ciotom kocenie.
- Może wejdziecie do środka i coś nam zaśpiewacie - niespodziewanie grzecznie rzekł Prosiaczek.
- Coś ty kurwa ocipiał jebany bekonie, czy nagle zaczęli ci się podobać tacy "chłopcy"?!
- Spoko panowie, aj got e plan - zawieśniaczył z niesamowitym akcentem Prosiaczek - najpierw ich zkocimy, a później zajebiemy i wyślemy w trumnach do tego pedalskiego domku, do którego nie mogli trafić.
- Wykurwiaście, dawać ich tu - wyraził swoją zgodę Puchatek i zamknął drzwi za zespołem bojsów.
- "Koloroweeeeeee..." - zaczął jodłować Szadi lecz przerwał mu Kłapouchy, który perfekcyjnie wymierzonym ruchem doprowadził do kontaktu jego pedalskiego ryja ze swoim twardym kopytem.
- No panowie, on już nigdy więcej nie weźmie do pyska - stwierdził niezmiernie zadowolony z siebie Kłapouchy.
Reszta zespołu z piskiem rzuciła się do drzwi, trafiła tam jednak na Puchatka, który wyjebał ich z powrotem na środek mieszkania trzymanym przez siebie kijbolem. Wprawa z jaką się nim posługiwał mówiła o ciężkich i regularnych treningach. Chwalebnego dzieła dokończyli Tygrys z Królikiem wiążąc ich tak, że sam Kóperfild by się nie wyplątał.
- Co kurwa dalej panowie? - zapytał niepewnie Prosiaczek.
- Może zadzwonić po Pana Sowę, pewnie będzie chciał ich poznać, szczególnie Szadiego. To poznanie będzie bardzo wszechstronne, szczególnie od dupy strony - Królik zaczął snuć fantazje.
- Nie da rady. Jebany zboczeniec jest strasznie zajęty. Niedawno otworzył przedszkole - powiedział z obleśnym grymasem pyska Tygrys.
- To może ich gazem, a później do rowu - Kubuś był cholernie pomysłowy.
- E, Puchatek ty zawsze z tym gazem, lepiej niech Prosiaczek pójdzie do nory Gófera. Zanim go zajebaliśmy chwalił się, że wykopał trumny - zakomenderował Tygrys.
- A jak mnie napadnie jakiś jebany grabarz i będzie chciał zajumać mi te trumny? - Prosiaczek na kacu zawsze widział same problemy.
- To pałą po łbie i do ziemi - uciął Puchatek - ZOMO nigdy nie widziałeś?
- Królik niech skołuje jakąś brykę - Tygrys odkrywał w sobie skłonności przywódcze - a ja pójdę do Babajagi po kilka flaszek Aperitifa.
Ledwo przebrzmiały te słowa, do mieszkania wparowali Łowcy Pip.
- Oni są nasi. Bierzemy ich. Są nam kurwa potrzebni. Prosimy, dajcie je nam - Łowcy miękli z każdym słowem.
- A gdzie wasz przywódca Don Vasyl? - Puchatek kompletnie zignorował ich prośby.
- Ma problemy z płcią sukinsyn, odkąd ktoś mu zajebał giwerą w jajca - wytłumaczył drugi z Łowców Pip
- By na powrót stać się chłopem, musi zruchać jakąś ciotę - wyjaśnił trzeci z nich - A Krzyś już go nie podnieca.
- Damy wam Szadiego, nada się? - Puchatek wpadł na dosłownie wyjebany pomysł.
- Absokurwalutnie tak! - wyraziła swą opinię grupa miłośników WINA i Błękitu Paryża, zwanego też Piszczelówką.
- Wolnego panowie, nie ma nic za darmo - wtrącił się rozsądnie Kubuś - za godzinę macie ich oddać z powrotem, są nam potrzebni na wieczór. Przynieście też kurwa kwasa, najtaniej wam wyjdzie na Centralnym.
- Okej Puchatku - rzekli zgodnie wszyscy Łowcy Pip i obaj wyszli ciągnąc za sobą grupkę jodłujących pip. Po chwili reszta brygady zaczęła się zbierać na miejscu.
- Puchatku dawaj zagrychę - powiedział Tygrys, który akurat zdążył przynieść Heraclesa - Classic Płońsk Aperitif - a tak przy okazji, to widziałem Królika jadącego czarną limuzyną przez podwórze proboszcza.
- Zajebałem klechę, sukinsyn nie chciał mi dać kluczyków od swojej nowej limuzyny - Królik na wejściu ubiegł wszystkie pytania - Mam też fajne ciuszki dla naszych nowych koleżanek - stwierdził rzucając w kąt zdobyte sutanny.
- No... panowie, bryka jest, ciuchy są...
- Mam te skrzynki - powiedział wchodząc Prosiaczek i zrzucił komplet pięciu trumien - będzie prezent dla Krzycha na 13 urodziny.
- ...ciuchy są, wino też jest, więc na co czekamy - dokończył wyraźnie zbity z tropu Puchatek otwierając zębami butelkę.
W zajebiście alkoholowej atmosferze szybko minęła godzina soł Łowcy Pip odstawili z powrotem Dżast fajfusów, ubrali w sutanny, zapakowali ich w trumny i dorzucili gratis 3 kwasiki i speedy; wszystko rzecz jasna na ochotnika i z własnej nieprzymuszonej woli - Prosiaczek z uzi w prawej ręce potrafił być cholernie przekonywując
Pod dowództwem Tygrysa drużyna Wino-wajców załadowała trumny do limuzyny eks-proboszcza (trudno pierdolić kazania mając rozjechaną głowę). Do Krzysia zdążyli dojechać w 10 minut (prowadził Tygrys, co spowodowało znaczny spadek populacji pieszych) w międzyczasie obalając sześciopak wina.
Mocno schlani wjechali limuzyną do salonu potrącając rozpaczającego Krzysia:
- Łaa, Łaa, gdzie jest Szadi, miał zatańczyć na moim przyjęciu urodzinowym.
- Mamy dla ciebie prezent w samochodzie - krzyknęli zgodnie Tygrys z Puchatkiem i Kłapouchym.
Po chwili pokój gościnny wypełnił rozpaczliwy pisk Krzysia:
- Na krowie kopytko, co zrobiliście mojemu ukochanemu Szadiemu, czemu ma takie wytrzeszczone oczy?
- Mam tego już kurwa dość - sapnął Kłapouchy i zawołał:
- Tygrys, wsiadaj za kierownicę i zawieź ich na lody do tego nowego lokalu, co to go dopiero otworzyli na skraju Stumilowego Lasu. Będą mieli ostrą jazdę.
- Do "Skórzanych Rowerów"? - upewnił się Tygrysek.
- Tak, do nich - odkrzyknęli radośnie wszyscy, za wyjątkiem nieszczęśliwych pasażerów.
Tygrysek będący zacoolastym Gran Deft Ałtowcem pokonał trasę w dwie strony, w zaledwie 5,5 minety. Odjeżdżając od lokalu usłyszał bulgotliwy jęk Szadiego:
- Nieeeeoooeeeooeeooeoee...
- Zupełnie jakby ktoś zatkał zlew korkiem - pomyślał i dodał - a jednak Kłapek nie miał racji, chłopak ma przed sobą długą karierę.
Po chwili dosiadł się do przyjaciół żłopiących mózgotrzepa z potrójną siarką i roztrząsających następującą kwestię.
- Tak się kurwa zastanawiam, czemu jestem w chuja budynia ogolony? - Kubuś był cholernie zirytowany i wcale tego nie krył.
- Nie pamiętasz? - zdziwił się Tygrysek
- Jak bym pamiętał, to bym się kurwa twoja mać nie dopytywał - Puchatek z każdą chwilą był bardziej zdenerwowany.
- No więc - gramatycznie zaczął Tygrysek - w nocy, po dwóch porcjach tych sympatycznych grzybków co rosną u nas w lesie Królik ubzdurał sobie, że jest jebanym pasterzem owiec i najpierw dorwał cię jak spałeś w kącie, lecz ty Kubuś twarda dupa się nie dałeś. Wtedy on się cholernie zbulwersował krzycząc:
- Już ja nauczę tą jebaną owcę moresu (sam nie wiedział co to znaczy), złapał za maszynkę do golenia i opierdolił cię na skina - dokończył Tygrysek i wetknął Kubusiowi do ręki butelkę Heraclesa - chlapnij sobie, to cię ukoi.
- Włosy nie chuj, na pewno odrosną - pocieszył go jeszcze Kłapouchy, po czym skupił się na trafieniu butelką do pyska.
Reszta ekipy nie miała jednak podobnych problemów, szybko pokonali pozostałe na placu boju flaszki, po czym zapadli w niczym nie zakłócany, sześciopromilowy sen.